AMANITA 1984 I PÓŹNIEJ

Przyznaję, uwiodłeś mnie
naturalną elegancją krwistego nakrycia
w te, jak gdyby, białe puste talerze.
Przypomina ono darwinowski model...
Natrętne muszki-owocówki
w końcu trzymają się od nas z daleka.
Wino i konfitury nie walają się byle gdzie
i nie psują.
Chce się więc wierzyć w biesiady obfite.
Ale czy, paradoksalnie,
w tych fascynujących warunkach,
za najmniejszym grzybkiem
nie zaczniemy węszyć i ścigać się
jak szczury?
Co za głód?! Niech ktoś otworzy mi tę klatkę!
Klient przyparty trzęsie się, blednie.
Łaknę bliskości jego oczu. Jesteśmy tak blisko.
Prawie wgryzam się w jego twarz.
Wniknę w ten przerażony umysł.
Jego skóra pachnie kremem,
testowanym na takich jak ja,
dla mnie dobrym – tylko tego możemy być pewni.
Leki, którymi karmił swoje ciało,
oj, działają na takich jak ja.
Żył, pracował, odpoczywał tak,
że wokół rosła cała sterta potrzebnych mi śmieci.
Nawet ostrożnego kota, zamienił na lojalnego psa.
Róbcie to służbie zdrowia, nie mnie! – krzyczy
jak opętany.
Zatem może wrócić do swej ukochanej
nory
przed telewizor.

Brak komentarzy: