STRAJK MYŚLI

Fabryka snów najsłodszych otwarła sobie kolejną filię
chodzą słuchy, czeszę włoski
bo to tuż pod nimi
Sączy się serotonina...

Nie dostały kolorowe myśli wypłaty
w rzeczywistości chleba
A przecież w takich warunkach
wybierałem wczoraj telewizor na igrzyska
przy trzecim sklepie zmęczony i głodny upadłem
Tylko kamery patrzyły.

Poszły rozmyślnie w zaparte
czarno tylko myślą
że jestem właścicielem mówią
ale przecież to one...
ja tu tylko
śniadania, obiady, kolacje
na czas podaję
Słowem? Nuuu-da.

Nazywają wirusem, rasistą, małym księciem
wyzyskiwaczem
wirtualnych systemów opieki

Nudzą mnie te myśli stare, nieudane
Grożę im cichutko palcem
Chcąc wskazać winnego
Pcham ten palec samemu sobie do gardła!
Co za włoskie pomysły
żeby robić co ledwo się tylko pomyśli?!

Nie będzie mi się tu więcej
nic w ogóle rozmyślać!
Fluoksetyna, Imipramina,
Sertralina i paroksetyna
Ostatnich recept nie powstydziłby się
sam Machiavelli. A kysz!

Error. Odmowa dostępu.
Skontaktuj się ze swoim administratorem.
Żądamy dostępu do happy endu!

BŁĄD W SZTUCE

Wstyd
za żołnierza wygrywającego
muzykę (której autora
można już nie pamiętać)
pośród zgliszcz płonącej Warszawy
kazał usunąć
kult z kultury.

Wstyd
za pracowników sektora usług
ochroniarskich i wojskowych
kosztujących życia
w Falludży
pomoże usunąć
kapo z kapitalizmu?

A może nie
Grozny to tylko błąd
w nie mojej sztuce?


[Wojna w Iraku trwa już tyle co druga światowa i tam jest codziennością. Przez pierwsze dwa, trzy lata można było się migać i o tym nie pisać... z braku odpowiednio współczesnego języka :P Ale jakoś trzeba o tym, że dawne ofiary ze spacyfikowanego intelektualnie, choć bogatego kraju na Północy posłały dla korzyści gromy i belki ludziom na Południu na głowy.]

TOAST NA BANKIECIE U LOBBYSTY BALTAZARA

Przychodzi dumnie do Prezesa wykształcony czasownik
obnaża się przed nim z żądaniem
wreszcie pełnego zatrudnienia
i słyszy:
               Rozczarował mnie mój bliźni.
               Żadne wasze święte związki przynależności,
               rzekome orzeczenia o nierówności...
               psa z kulawą nogą nie ochronią teraz przed
               wypowiedzeniem.

Zdziwił się wykształciuch,
wiedział, że jest firmy człowieczym kapitałem
Ale nie doczytał,
że zdaniem podmiotów
co ważą się rządzić, liczyć, dzielić
Tylko pracownik uważający się za inteligentnego
domaga się swoich praw
Prawdziwie inteligentny – zrzeka się ich.

Wypijmy zatem zdrowie
inteligentnych prezesów i sprawnych lobbystów
Niech zuchwałe stringi prawa pracy
przyciągają kolejnych chlebodawców
do naszego kraju!

FRAKTALNA GEOMETRIA HANDLOWYCH DEPTAKÓW

Słowami za drobne (bez których można się obyć)
glonojady miast stopują pieszych swoim Czasopismem.
Piszą Bezdomni o nocnej senności pod pysznymi wyjściami akwarium,
których ogłupiane Witrynami kredyciaki opływać nigdy nie przestają.
Uwiedzeni prezencją plastikowych małp Zakupowicze kolejno dają                                                                                             radę.
Jaki jest genotyp Manekina, skoro tak łatwo jest wdać się z nim w                                                                       udowadnianie siebie?

Nie Porozmawiasz tylko ze zmobilizowanymi na osobności złotkami,
            co to niby ani gonią, ani uciekają, a wpatrują się w plankton
ze Średniej Klasy fytnes klubów, pozując na co ich stać.

Choć nawet tam czasem padnie jakieś drobne słowo.
Lecz i bez niego można by się obyć.

[Kopenhaga, Copenhagen, København... przede wszystkim Stroget i okolice Vesterbro. A poprawny dla wszystkich przeglądarek układ tego wiersza tu]

PO CICHU

Obudzić się w samym środku
koszarów pracy,
wśród modnie zamaskowanych,
natrętnie zadowolonych,
wiecznie wojujących istot,
to jak narodzić się.
Cała oblepiona dyskursami
z niedowierzaniem
przeciera oczy, chce oddychać...
Nie krzyczy.
Wkrótce nauczy się na nowo
gapić w monitor niewykrywalna.
Ale odrastać tam będzie
przy po cichu zainstalowanych
Poszukiwaniach straconego czasu.

POGOTOWIE POETYCKIE

Na warszawskiej giełdzie szok
neoczerwoni poeci tworzą czarny blok
Zrywają ze słów komornicze plomby
To jeszcze nie bomby za chore rządy
tych co zajadle wierzą
w świetny kredyt powszechny
oddolne rozwiązanie
długów odkupienie
biedy zamiatanie
pod kredyt hipoteczny
Taniej!

W owczej skórze prorok
fałszował wieczyste księgi
WOLNOŚCI!
głosił egzekucję
wyrwanej z kontekstu
RÓWNOŚCI!
I dziś już nawet
„nie ma czegoś takiego
jak darmowy posiłek”, Pajacu!
Przegoniła pracowników
z publicznego placu
w przepaść
prywatyzacyjna popycharka firmy

–(...do widzenia kobiety,

co niedzielnego męża

krwawo bodła

i tegoż filmowe urojenia -

- rybi żal, znad kopiarki

prosto do zwolnienia.

Recesja, represja, depresja...

Szok. Zmysłów trzaski:

zły smak spojrzeń

gorzki dotyk oczekiwań.

Okamgnienie, już prawie sen...

...głuchy kaszel. Gniew.


Na rozległą niewydolność zaprzedanego języka

Dość wolni, by minąć każdego
na wspólnym sygnale.
Czyta? Nie czyta. Czyta!
Lek przez kogoś wydany
ktoś z bloku napisał
Choć generyczny
nie dla rynku modyfikowany.
Tego się nie liczy, to się cierpiącym podaje.

Hokus-Foucault-us

stopy idą w górę

pacjenci wracają

do garów w Londynie


[A poprawnie sformatowane powinno to wszystko wyglądać tak: google dokument lub pdf]

ODYSEJA

Historię tę już nie raz powtarzano
To nie był taki zwykły bunt
Gdy go na maszcie wieszano
Odezwy pisał, raporty, knuł
Nigdy nie przyznał się,
że wisiał głową w dół.

Policyjne syreny wielkich miast
zamiast równości
strzeżone osiedla dla wybranych kast.

Hej emigranci, korsarze i pijacy
wśród was są tacy,
co chcieliby
waszej krwi, ziemi i pracy
Rodacy!
Dla was moje męczeństwo, czyż nie?
Bezpieczeństwo
tylko to, za prawdę, liczy się...


A myśmy milczeć umieli
A myśmy umieć milczeć musieli

Policyjne patrole coraz większych miast
zamiast wolności
więzienne paragrafy na każdego z nas.

Nie potośmy wiosła łamali.
W milczeniuśmy...
Sam żeś się, wiedz,
na maszt ten wspiął
Tam, gdzie płyniemy
będzie twój dom.

SZALEŃSTWA REWOLUCJI

Wariaci jakoś ostatnio przycichli
Już nie chodzą ulicami
rozprawiając się to ze sobą,
to z samym Bogiem.
To nie oni krzyczą,
gwałtownie gestykulują
przeganiając z drogi swoje demony.
Kogo stać – słyszy głosy.
Zaskoczeni szaleńcy milczą
Ale już nie wszyscy.
Słyszałem człowieka szepczącego
w kinie
siedzącemu obok przejętemu dziecku:
”To tylko film”
Reakcja rodziców była
natychmiastowa.
Wybuchła karczemna awantura.
Nazywali tego człowieka
niebezpiecznym wariatem.
Nawoływano do jego izolacji.
Dziecko płakało.
Rozkosznie przejęty milczałem.
W końcu jednak zapalono światła
i czar rewolucji prysł.
A za bilet dostałem zwrot.

ZELANDIA





= (dun.) wyspa

OBCY KONTRA PREDATOR 2
Zamiast requiem

Sienkiewicz – jego wysokość
Gombrowicz – jego głębokość
Zbadaj
szanse przetrwania
czegoś ludzkiego
w zadanym temu światu
czasie

Pierwszymi ofiarami
powracającego Gombrowicza
byli atawistyczny ojciec
i związany z nim syn
Rozprawił się też z figurą
udomowionego taty

Natenczas
neo-anachroniczny Sienkiewicz
serca okiełznać próbował
mundurowego Marsjasza
obdzierając ze skóry
Takimi metodami lansuje tu
swoje plemienne prawa:
Kiedy ubija kobietę – niby marionetkę
to tylko po to
by nawet dostawcę standaryzowanej pizzy
odkształcić w bohatera

Predator podoba się władzy
jest ach taki pełen
narodowi potrzebnych
gadżetów
Za to Obcy
widowiskowo zapładnia
nieuformowanych
I stają się oni
całkiem przeobrażeni
zwierzęco wrodzy ograniczeniom
umyślności
Uparcie się nie stając

Szczuty przez niedoczytanych zmarłych
nakazami dominacji autentyczności
i post-autentycznej dominacji
z ostatecznie skażonej strefy
emigruje
z konieczności nieciekawy
zwykle już uzbrojony
czasem niosący coś w sobie
człowiek.

PETAFLOPS

Patrząc na pudełko zapałek
coraz częściej widzę boga
Miliony maleńkich główek
zupełnie inaczej
rozwiązuje problemy
Może ostanę się sam 1
0

PRZEZ PRYZMAT SCENY

Odświętnie przebrane idee
przyparte do półek i do ścian kopie
nie dają się cieniom przedrzeźniać.
Tu się nie gra, tu wszystko gra.
Bo tu sięga wszędzie światło.

Tutaj śledzi się każdy wzrok.
Nie dosięgniesz ręką tam,
gdzie kamerom brak zasięgu.
Czy noc na świecie jest,
czy też w tle jest dzień
W tej jaskini się kupuje
Cień na nic ma nie padać.

W kolejce portfeli jak cierń wbity stoi
Marek M. - bezcenny anonim.
A gdy tęczowy rozlał płyn
tak zaczął robić scenę –
nikt obok nie chciał zrobić nic
przecież tu nie gra się –
On zajął się płomieniem.

Błysk, ryk, krzyk i ruch.
Po sklepie rozlały się mrok i czerń
Kraty koszyków na półkach zaczęły gnieździć się
Zza stert towarów wystąpiły rozedrgane duchy
stać nie mogły z przeszkód boku.

Szok, tłok, skok i bach!
Już lecą w płomień marynarek ćmy
zadusić jutrzejszych gazet gwiazdę.
Widmo udanej samozagłady
przyciąga gapiów i dziennikarzy.

Strach to krach, weź ten bon!
By ten niemy czyn
nie kładł się cieniem
na instalacji.
Przyściemnić ceny
Wyprodukować bohaterski ton
Zanim o niewidzialnym na dobre
zacznie mówić się.


[W poprzednim reżimie ideologiczne znaczenie miały masy, ale zachowania interpretowane jako sprzeciw jednostki miały ogromną siłę. Obecnie liczy się jednostka... Inspiracją wiersza był opis próby samospalenia w supermarkecie w artykule pt. "Dramat w centrum handlowym" opublikowanym w Gazecie Wyborczej w dniu 27.11.2006. Jego bohaterem (zbiorowym) są... ochroniarze.]

HISTORIA PEWNEGO BAGNA

Na ulicach bezradnych
jak szkoła (patrz: korki)
stoi piątej klasy woda.
Stoi dojrzała i wszystko przenika,
Ludziom odbija.
W dawnej przyszłości miasta
wolny i kulturalny strumyk
razić miał intelektualnym prądem
wspólnych danych.
Teraz nikomu nic do tego.
To niebo zrównało poziom rzek
jak i wiek kobiet emerytalny.
Nie w czas emancypowani
zesłani do bloków na wakacje
z zupełnie opuszczonymi głowami
zajęli się przeglądaniem
tych danych odebranych.
Miasto ogłoszono korytem.
Za zmianami opowiedział się
munchausenowski, choć spożywczy
sklep – podniósł ceny jako pierwszy.
Zimą witrynę skuł mu lud.
Ci z zawodu bez grzechu
gumowymi kulami co noc
bili w gniewnie zebrane piersi.
A zamożniejsi, po faustowsku
niejako mądrzejsi kupują
kina, szpitale, biblioteki...
pod nowe place odnowy
Niecierpliwie czekając aż
ze zmęczonego jak dom starców miasta
ostatnich przegoni pleśń,
albo inny diabeł.

KSIĘGA PRACY

Wiara
Przedsiębiorcy Wszechmocnego
była wielka.
Lęgło się jednak na uczelniach
domniemanie –
Jest taka dlatego,
że nie stoi on już w kolejkach.
Ustawiono więc świat
pod rynku modelowanie.
Zastrzegając, że wolność
to rzecz święta
Wszechmocnemu odebrana więc
nie zostanie.

Szaleństwo państwowych wyprzedaży.
Fascynujące perspektywy zbytu.
Hossa!
Karnawał dawniej darmowych
usług.

Wielce Nieopodatkowanemu
w końcu też wystawiono rachunek
Wycenę od tych co uszli,
by go przedłożyć.
Czas płacić
przeokrągłą już sumę
Za pracę
dzieci,
globalne ocieplenie
Za rzeki
śmieci,
żywności modyfikowanie
(co zaspokaja wiele potrzeb, ale czy głód?)
Uwzględniono koszty
powszechnej
militaryzacji,
leczenia
nieznanych dotąd chorób,
dezinformacji
i podatkowych wakacji.

Dlaczego teraz tak realne obciążenia?
- Poprawna Osobowość nie kryła
oburzenia.
A kiedy? – odparli ci
co model widzieli
a przeżyli –
Gdy najbogatsi parkować zaczną
swe kuloodporne samochody
w samym piekle
A niebo spowiją
warstwy siarczanych chmur
dla ochrony przed słońcem?

Ewentualnie-aktualni
ekonomiści wsparli
Niespodziewanie Zadłużonego Przyjaciela
uwagami
o pobieranych przez niego subsydiach
jako przyczynie nagłego kryzysu.
Perystaltyka modelu jest nieuchronna
wciskali
leżącemu w gorączce
pod ręcznik:
Wolnego
Rynek nie odrzuci,
Państwowego
nie wesprze ramieniem.

Świadkowie przemocy
i jej plagiatorzy
grzmieli bezustannie pod oknami
korporacji:
Kto ci zabroni, choć niszczysz?
Kto zdoła powiedzieć, co robisz?

Jeszcze w kolejce do bunkra
Wiecznie Wolny Wierzący
krzyczał
gdzie byli
ci demonstranci,
gdy zakładał swą firmę
Gdzie,
gdy szukał rąk do pracy.

Poszkodowani
doszli do siebie
w SecondLife.

c.d.n.

SAMOREGULACJA

Kogo odtrąci tort podatkowy?
Kto ulży tonącemu w długach krajowi?
Na własny rachunek wolnym zechce być
Jak gdyby znowu była wojna?

Nie mniejszości mundurowe,
na które tyra większość
biorąc zwolnienia chorobowe,
by ćwiczyć elastyczność.

Lemingi i korsarze
Niech nasze prace sezonowe
na zmywaki abordaże
spłacą wakacje kredytowe.

Nie czas na równość, godność...
Wypijmy za dzieci zdrowie!
My, zgińmy za kolejną bazę
One – niech giną za nadbudowę.

AMANITA 1984 I PÓŹNIEJ

Przyznaję, uwiodłeś mnie
naturalną elegancją krwistego nakrycia
w te, jak gdyby, białe puste talerze.
Przypomina ono darwinowski model...
Natrętne muszki-owocówki
w końcu trzymają się od nas z daleka.
Wino i konfitury nie walają się byle gdzie
i nie psują.
Chce się więc wierzyć w biesiady obfite.
Ale czy, paradoksalnie,
w tych fascynujących warunkach,
za najmniejszym grzybkiem
nie zaczniemy węszyć i ścigać się
jak szczury?
Co za głód?! Niech ktoś otworzy mi tę klatkę!
Klient przyparty trzęsie się, blednie.
Łaknę bliskości jego oczu. Jesteśmy tak blisko.
Prawie wgryzam się w jego twarz.
Wniknę w ten przerażony umysł.
Jego skóra pachnie kremem,
testowanym na takich jak ja,
dla mnie dobrym – tylko tego możemy być pewni.
Leki, którymi karmił swoje ciało,
oj, działają na takich jak ja.
Żył, pracował, odpoczywał tak,
że wokół rosła cała sterta potrzebnych mi śmieci.
Nawet ostrożnego kota, zamienił na lojalnego psa.
Róbcie to służbie zdrowia, nie mnie! – krzyczy
jak opętany.
Zatem może wrócić do swej ukochanej
nory
przed telewizor.

ZEZNANIE JANA ZA ROK 2006

Trzeciego roku działalności
licencjonowanej samodzielnej
w uczęszczanym podziemiu
rozdzielił Jan letnie upały
instalując klimatyzację
(skąd, dokąd, koszt... nieważne!)
tak, że w kawiarni był przyjemny chłodek,
a na zewnątrz skwar.

Dnia dawniej wolnego
podzielił to co chodzi
na to co przychodzi i wychodzi.
Jemu wyszło.
Klient przychodzi...

...zamawia kawę
(skąd, dokąd, ilość... nieważne!)
z cukrem, wciąż z mlekiem
(skąd, dokąd, ilość, koszt... cielaki!)
I siedział tak Jan zastygły
w wystudiowanym (licencjat) uśmiechu
I klient siedział pijąc kawę
(skąd, dokąd, ilość... nie teraz!)
I nie było między nimi różnic
klasowych i w ogóle niczego nie było.


[Przejście podziemne pod Placem Uniwersyteckim w Bukareszcie było tak inspirujące]

MAN I FEST

Za dużo wszędzie ciebie, za dużo i mnie
Ludzkie jest w ludziach, coraz mniej tego w człowieku

Nie będzie poety czy poetki
pojedynczego anarchisty ani anarchistki
samego socjalisty, samej socjalistki
Nie ma czytelnika...
...tego bez współpracy... owego
Jednostka?
Przereklamowane złudzenie

Przetrawić i skończyć z indywidualizmem jaki znamy
Zejść w samo jego piekło – poezję
Część ciebie i część mnie to my
A maź sprywatyzowanych języków to ciasto
Niech znajomy, lecz wyzywający jego smak
odżywia to co uniwersalne
I niech rośnie ludzkie

Nawet rewolucyjne okruchy i gruzy nie są interesujące
Jesteśmy jednak dość nowocześni,
by bezwładność jednostek
i rozpad tego co wspólne
mieć za ramę naszej poezji

Poezji gościnnej
gdzie jest miejsce dla każdego
nawet najbardziej przejedzonego
czy zapomnianego
słowa
bez względu na pochodzenie ich i rodzaj
Bo słowa kolaborują ze słowami
słowa kooperują ze słowami
słowa koordynują słowa

Nie chcemy burzyć fantastycznych świątyń kapitalizmu
Ale importowane wyobrażenia na temat słodkości
zakalec pozorów racjonalności
niepokoją i przyciągają uwagę

Socjalizm przypalił się przechodząc przez okres swój inkwizycyjny
Ale dość tej wymówki dla obojętności
wobec pogańskich ofiar
choćby samochodowych
„wypadków”

Ciasteczka anarchizacji dla idoli
przetwory współpracy
A Jednoręki Bandyta Korporacjonalizmu
poddany zostanie re-socjalizacji
Wasze wolnorynkowe choinki, produkty,
dzieci i słowa będą obchodziły
nasze święta.

Kuchnia, Kopenhaga 2008