OBCY KONTRA PREDATOR 2
Zamiast requiem

Sienkiewicz – jego wysokość
Gombrowicz – jego głębokość
Zbadaj
szanse przetrwania
czegoś ludzkiego
w zadanym temu światu
czasie

Pierwszymi ofiarami
powracającego Gombrowicza
byli atawistyczny ojciec
i związany z nim syn
Rozprawił się też z figurą
udomowionego taty

Natenczas
neo-anachroniczny Sienkiewicz
serca okiełznać próbował
mundurowego Marsjasza
obdzierając ze skóry
Takimi metodami lansuje tu
swoje plemienne prawa:
Kiedy ubija kobietę – niby marionetkę
to tylko po to
by nawet dostawcę standaryzowanej pizzy
odkształcić w bohatera

Predator podoba się władzy
jest ach taki pełen
narodowi potrzebnych
gadżetów
Za to Obcy
widowiskowo zapładnia
nieuformowanych
I stają się oni
całkiem przeobrażeni
zwierzęco wrodzy ograniczeniom
umyślności
Uparcie się nie stając

Szczuty przez niedoczytanych zmarłych
nakazami dominacji autentyczności
i post-autentycznej dominacji
z ostatecznie skażonej strefy
emigruje
z konieczności nieciekawy
zwykle już uzbrojony
czasem niosący coś w sobie
człowiek.

PETAFLOPS

Patrząc na pudełko zapałek
coraz częściej widzę boga
Miliony maleńkich główek
zupełnie inaczej
rozwiązuje problemy
Może ostanę się sam 1
0

PRZEZ PRYZMAT SCENY

Odświętnie przebrane idee
przyparte do półek i do ścian kopie
nie dają się cieniom przedrzeźniać.
Tu się nie gra, tu wszystko gra.
Bo tu sięga wszędzie światło.

Tutaj śledzi się każdy wzrok.
Nie dosięgniesz ręką tam,
gdzie kamerom brak zasięgu.
Czy noc na świecie jest,
czy też w tle jest dzień
W tej jaskini się kupuje
Cień na nic ma nie padać.

W kolejce portfeli jak cierń wbity stoi
Marek M. - bezcenny anonim.
A gdy tęczowy rozlał płyn
tak zaczął robić scenę –
nikt obok nie chciał zrobić nic
przecież tu nie gra się –
On zajął się płomieniem.

Błysk, ryk, krzyk i ruch.
Po sklepie rozlały się mrok i czerń
Kraty koszyków na półkach zaczęły gnieździć się
Zza stert towarów wystąpiły rozedrgane duchy
stać nie mogły z przeszkód boku.

Szok, tłok, skok i bach!
Już lecą w płomień marynarek ćmy
zadusić jutrzejszych gazet gwiazdę.
Widmo udanej samozagłady
przyciąga gapiów i dziennikarzy.

Strach to krach, weź ten bon!
By ten niemy czyn
nie kładł się cieniem
na instalacji.
Przyściemnić ceny
Wyprodukować bohaterski ton
Zanim o niewidzialnym na dobre
zacznie mówić się.


[W poprzednim reżimie ideologiczne znaczenie miały masy, ale zachowania interpretowane jako sprzeciw jednostki miały ogromną siłę. Obecnie liczy się jednostka... Inspiracją wiersza był opis próby samospalenia w supermarkecie w artykule pt. "Dramat w centrum handlowym" opublikowanym w Gazecie Wyborczej w dniu 27.11.2006. Jego bohaterem (zbiorowym) są... ochroniarze.]

HISTORIA PEWNEGO BAGNA

Na ulicach bezradnych
jak szkoła (patrz: korki)
stoi piątej klasy woda.
Stoi dojrzała i wszystko przenika,
Ludziom odbija.
W dawnej przyszłości miasta
wolny i kulturalny strumyk
razić miał intelektualnym prądem
wspólnych danych.
Teraz nikomu nic do tego.
To niebo zrównało poziom rzek
jak i wiek kobiet emerytalny.
Nie w czas emancypowani
zesłani do bloków na wakacje
z zupełnie opuszczonymi głowami
zajęli się przeglądaniem
tych danych odebranych.
Miasto ogłoszono korytem.
Za zmianami opowiedział się
munchausenowski, choć spożywczy
sklep – podniósł ceny jako pierwszy.
Zimą witrynę skuł mu lud.
Ci z zawodu bez grzechu
gumowymi kulami co noc
bili w gniewnie zebrane piersi.
A zamożniejsi, po faustowsku
niejako mądrzejsi kupują
kina, szpitale, biblioteki...
pod nowe place odnowy
Niecierpliwie czekając aż
ze zmęczonego jak dom starców miasta
ostatnich przegoni pleśń,
albo inny diabeł.

KSIĘGA PRACY

Wiara
Przedsiębiorcy Wszechmocnego
była wielka.
Lęgło się jednak na uczelniach
domniemanie –
Jest taka dlatego,
że nie stoi on już w kolejkach.
Ustawiono więc świat
pod rynku modelowanie.
Zastrzegając, że wolność
to rzecz święta
Wszechmocnemu odebrana więc
nie zostanie.

Szaleństwo państwowych wyprzedaży.
Fascynujące perspektywy zbytu.
Hossa!
Karnawał dawniej darmowych
usług.

Wielce Nieopodatkowanemu
w końcu też wystawiono rachunek
Wycenę od tych co uszli,
by go przedłożyć.
Czas płacić
przeokrągłą już sumę
Za pracę
dzieci,
globalne ocieplenie
Za rzeki
śmieci,
żywności modyfikowanie
(co zaspokaja wiele potrzeb, ale czy głód?)
Uwzględniono koszty
powszechnej
militaryzacji,
leczenia
nieznanych dotąd chorób,
dezinformacji
i podatkowych wakacji.

Dlaczego teraz tak realne obciążenia?
- Poprawna Osobowość nie kryła
oburzenia.
A kiedy? – odparli ci
co model widzieli
a przeżyli –
Gdy najbogatsi parkować zaczną
swe kuloodporne samochody
w samym piekle
A niebo spowiją
warstwy siarczanych chmur
dla ochrony przed słońcem?

Ewentualnie-aktualni
ekonomiści wsparli
Niespodziewanie Zadłużonego Przyjaciela
uwagami
o pobieranych przez niego subsydiach
jako przyczynie nagłego kryzysu.
Perystaltyka modelu jest nieuchronna
wciskali
leżącemu w gorączce
pod ręcznik:
Wolnego
Rynek nie odrzuci,
Państwowego
nie wesprze ramieniem.

Świadkowie przemocy
i jej plagiatorzy
grzmieli bezustannie pod oknami
korporacji:
Kto ci zabroni, choć niszczysz?
Kto zdoła powiedzieć, co robisz?

Jeszcze w kolejce do bunkra
Wiecznie Wolny Wierzący
krzyczał
gdzie byli
ci demonstranci,
gdy zakładał swą firmę
Gdzie,
gdy szukał rąk do pracy.

Poszkodowani
doszli do siebie
w SecondLife.

c.d.n.

SAMOREGULACJA

Kogo odtrąci tort podatkowy?
Kto ulży tonącemu w długach krajowi?
Na własny rachunek wolnym zechce być
Jak gdyby znowu była wojna?

Nie mniejszości mundurowe,
na które tyra większość
biorąc zwolnienia chorobowe,
by ćwiczyć elastyczność.

Lemingi i korsarze
Niech nasze prace sezonowe
na zmywaki abordaże
spłacą wakacje kredytowe.

Nie czas na równość, godność...
Wypijmy za dzieci zdrowie!
My, zgińmy za kolejną bazę
One – niech giną za nadbudowę.

AMANITA 1984 I PÓŹNIEJ

Przyznaję, uwiodłeś mnie
naturalną elegancją krwistego nakrycia
w te, jak gdyby, białe puste talerze.
Przypomina ono darwinowski model...
Natrętne muszki-owocówki
w końcu trzymają się od nas z daleka.
Wino i konfitury nie walają się byle gdzie
i nie psują.
Chce się więc wierzyć w biesiady obfite.
Ale czy, paradoksalnie,
w tych fascynujących warunkach,
za najmniejszym grzybkiem
nie zaczniemy węszyć i ścigać się
jak szczury?
Co za głód?! Niech ktoś otworzy mi tę klatkę!
Klient przyparty trzęsie się, blednie.
Łaknę bliskości jego oczu. Jesteśmy tak blisko.
Prawie wgryzam się w jego twarz.
Wniknę w ten przerażony umysł.
Jego skóra pachnie kremem,
testowanym na takich jak ja,
dla mnie dobrym – tylko tego możemy być pewni.
Leki, którymi karmił swoje ciało,
oj, działają na takich jak ja.
Żył, pracował, odpoczywał tak,
że wokół rosła cała sterta potrzebnych mi śmieci.
Nawet ostrożnego kota, zamienił na lojalnego psa.
Róbcie to służbie zdrowia, nie mnie! – krzyczy
jak opętany.
Zatem może wrócić do swej ukochanej
nory
przed telewizor.

ZEZNANIE JANA ZA ROK 2006

Trzeciego roku działalności
licencjonowanej samodzielnej
w uczęszczanym podziemiu
rozdzielił Jan letnie upały
instalując klimatyzację
(skąd, dokąd, koszt... nieważne!)
tak, że w kawiarni był przyjemny chłodek,
a na zewnątrz skwar.

Dnia dawniej wolnego
podzielił to co chodzi
na to co przychodzi i wychodzi.
Jemu wyszło.
Klient przychodzi...

...zamawia kawę
(skąd, dokąd, ilość... nieważne!)
z cukrem, wciąż z mlekiem
(skąd, dokąd, ilość, koszt... cielaki!)
I siedział tak Jan zastygły
w wystudiowanym (licencjat) uśmiechu
I klient siedział pijąc kawę
(skąd, dokąd, ilość... nie teraz!)
I nie było między nimi różnic
klasowych i w ogóle niczego nie było.


[Przejście podziemne pod Placem Uniwersyteckim w Bukareszcie było tak inspirujące]

MAN I FEST

Za dużo wszędzie ciebie, za dużo i mnie
Ludzkie jest w ludziach, coraz mniej tego w człowieku

Nie będzie poety czy poetki
pojedynczego anarchisty ani anarchistki
samego socjalisty, samej socjalistki
Nie ma czytelnika...
...tego bez współpracy... owego
Jednostka?
Przereklamowane złudzenie

Przetrawić i skończyć z indywidualizmem jaki znamy
Zejść w samo jego piekło – poezję
Część ciebie i część mnie to my
A maź sprywatyzowanych języków to ciasto
Niech znajomy, lecz wyzywający jego smak
odżywia to co uniwersalne
I niech rośnie ludzkie

Nawet rewolucyjne okruchy i gruzy nie są interesujące
Jesteśmy jednak dość nowocześni,
by bezwładność jednostek
i rozpad tego co wspólne
mieć za ramę naszej poezji

Poezji gościnnej
gdzie jest miejsce dla każdego
nawet najbardziej przejedzonego
czy zapomnianego
słowa
bez względu na pochodzenie ich i rodzaj
Bo słowa kolaborują ze słowami
słowa kooperują ze słowami
słowa koordynują słowa

Nie chcemy burzyć fantastycznych świątyń kapitalizmu
Ale importowane wyobrażenia na temat słodkości
zakalec pozorów racjonalności
niepokoją i przyciągają uwagę

Socjalizm przypalił się przechodząc przez okres swój inkwizycyjny
Ale dość tej wymówki dla obojętności
wobec pogańskich ofiar
choćby samochodowych
„wypadków”

Ciasteczka anarchizacji dla idoli
przetwory współpracy
A Jednoręki Bandyta Korporacjonalizmu
poddany zostanie re-socjalizacji
Wasze wolnorynkowe choinki, produkty,
dzieci i słowa będą obchodziły
nasze święta.

Kuchnia, Kopenhaga 2008